Psychologowie i psychiatrzy prześcigają się w publikacjach o tym, jak
borderzy myślą, co czują, jak widzą świat. Jednocześnie przytakują zgodnie, że ciężko ich zrozumieć. Że na terapiach grupowych z rodzinami, bliscy mają wrażenie, że mówią oni innym językiem, że ich zachowania są niezrozumiałe.
Im więcej obserwujemy znajomych nam borderów, wymieniamy się opiniami z ich bliskimi, kontaktujemy z psychologami, ale przede wszystkim analizujemy ich wypowiedzi, dochodzimy do wniosku, który jako jedyny wydaje się mieć sens:
NIE jesteśmy w stanie stwierdzić, jak border myśli, co mu siedzi w głowie, co i jak czuje.
NIE. I kropka. Ba! o nikim tego nie można na pewno powiedzieć, ale w tym przypadku jest to szczególnie kontrastowe i warte przyjęcia jako dogmat, zamiast pogrążania się w bezskutecznym zrozumieniu tego zespołu zachowań.
Jedyne, z czym możemy się skonfrontować to, co mówią, jak mówią i jak się zachowują. Czyli słowa i czyny. Mogą obrazować myśli, a może wcale nie. Najlepszym tego przykładem jest zwykłe kłamstwo, odbierano przez naiwniaka jako akt prawdy. Każdy z nas żyje w swoim świecie i komunikuje się z otoczeniem tak, jak mu się podoba, aby osiągnąć różne korzyści. Osoba dyssocjalna tym bardziej. Nie usprawiedliwiajmy niedopuszczalnego zachowania tłumaczeniem "On/ona tak nie myśli", "To nie on, to jego/jej zaburzenie". Borderline odpowiada przed prawem jak "normalny", nie ma w świetle przepisów tzw.
żółtych papierów. I dopóki nic się nie zmieni, tego się trzymajmy.