środa, 3 grudnia 2014

Border line - kto cierpi bardziej



A ja cierpię najbardziej, nie ty. Ty nie masz prawa tak bardzo cierpieć jak ja cierpię

  • Czy da się porównać ludzkie cierpienie? Szczególnie gdy chodzi o cierpienie niefizyczne, o boleści duchowe, wewnętrzną, palącą pustkę?
  • Czy bardziej cierpi ten, kogo dopadła pustka, czy bliska osoba, która nic z tym nie może zrobić?
  • Czy lepiej jest kochać, czy być kochanym?
  • Czy można oczekiwać od innych, w zamian odcinając się od czyichkolwiek oczekiwań?


Pytania trudne. Z odpowiedzią zaś trzeba uważać. Można skrzywdzić osoby o statusie szczególnie wrażliwych.



Pierwsze spotkanie na terapii grupowej osób, które żyją z dotkniętymi BDP.

Terapeuci ciężko pracują aby przekonać, że zaburzenie jest nieuleczalne, że trzeba się z tym pogodzić. Farmakologia pewnie będzie na całe życie a bliscy BDP mają zorganizować bezpieczne otoczenie nasączone bezwzględną miłością.
Tak, to ma sens z punktu widzenia terapeutów i Wielkiej Farmacji. Nie dość, że klienci będą przyjmowali dość kosztowne leki przez całe życie, to jeszcze zamęczeni bliscy będą potrzebowali coś z apteki. Powstaje węzeł Salomona wzajemnych splotów zależności.

No bo po cóż BDP miałby opuszczać bezpieczne otoczenie nasączone bezwzględną, bezwarunkową miłością? Przecież to nie ma sensu. Pozostanie więc w swojej roli do końca. Dokończcie sobie, do jakiego końca - bo to wcale nie takie oczywiste.

Jeśli terapeuci przerzucają zaś winę na bliskich, na rodziców, na otoczenie, to z poczuciem winy jest dobry napęd aby odpracować "swoje grzechy" wobec BDP.

Płynie więc galera, gdzie pogodzeni z losem, coraz szczęśliwsi ale i coraz bardziej zmęczeni galernicy w rytm bębnów terapeutów wiosłują ku zachodowi słońca. Bębniarze są wyrozumiali, nadają spokojny ton, galera nie może za szybko płynąć. Nie chodzi bowiem o cel ale o drogę, którą pokonuje.
Na pępowinach, za galerą ciągną się jachciki. Różne. Od takich klasy ekonomicznej do najbardziej wypasionych. W tych więzieniach, z bólem głowy, bez odpowiedzialności za swoje życie, ciągle rozważając rozpaczliwie teatralne samobójstwo osadzeni są zdiagnozowani. Uspakajani dobrymi lekarstwami i miłym mamrotem terapeutów. Jeśli któryś chciałby się odłączyć to dostanie po łapach od terapeuty: niu, niu, niu! Jeszcze nie jesteś gotowy, jeszcze terapia nie zakończona. Płyniemy dalej.

Jeśli choroba jest stanem odmiennym od jakoś zdefiniowanego zdrowia, to samo pojęcie choroby ściśle zależy od definicji zdrowia. Kto jest chory w tym systemie? Kogo system neguje a komu pomaga? Kto więc jest zdrowy a kto chory? Po co komu zdrowy?

1 komentarz:

  1. Terapeuci...pożal się Boże. Wydrwigrosze, handlują nadzieją...

    OdpowiedzUsuń